*
Tak jak zawsze wszedłem wtedy do szpitala, odwiedzić ją. Przywitałem się z pielęgniarką, która już mnie dobrze znała i ruszyłem dalej.
-Przepraszam - Zawołała za mną, na co natychmiast przystanąłem i odwróciłem się.
-Tak? - Byłem trochę zniecierpliwiony, ale udawałem opanowanie, chcąc wysłuchać miłej kobiety.
-Obudziła się - Uśmiechnęła się szczerze. Te dwa słowa wystarczyły, żebym przestał stać obok niej. Biegiem pokonałem kilka ostatnich metrów i wpadłem do jej pokoju nie patrząc na nic. Spojrzałem na nią i od razu w oczy rzucił mi się jej delikatny uśmiech. Wolnym krokiem podszedłem do jej łóżka i usiadłem obok łapiąc za jej drobną dłoń. W oczach formowały mi się łzy szczęścia.
-Cześć, skarbie - Szepnąłem cicho i wolną dłonią odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho.
-Cześć - Wycharczała zmęczonym głosem i spojrzała prosto na mnie. Jak mi tego brakowało. Westchnąłem szczęśliwy i uśmiechnąłem się szczerze, pierwszy raz od tego okropnego dnia.
Rozmawialiśmy przez jakiś czas o błahostkach. Nie chciałem, żeby się zmęczyła ale byłem też na tyle egoistyczny, że nie potrafiłem jej zostawić, by w spokoju odpoczęła. Po pewnym czasie po prostu zasnęła w trakcie rozmowy. Uśmiechnąłem się czule i ścisnąłem jej dłoń kładąc z powrotem na łóżku. Pochyliłem się jeszcze żeby pocałować jej zimny policzek. Spojrzałem wtedy na nią i podziękowałem Bogu, za to, że się wybudziła.
*
Siedziałem z Niall'em na korytarzu i co jakiś czas zamieniliśmy parę zdań. Tupałem zniecierpliwiony nogą, chcąc już do niej wejść. Ciągle tylko miała jakieś badania i za każdym razem musieliśmy stamtąd wyjść. Chłopak obok mnie był tak samo zdenerwowany. Tym razem trwało to zbyt długo, stanowczo zbyt długo. To był ułamek sekundy, gdy pielęgniarka wybiegła na zewnątrz i głośno zawołała o pomoc. Zerwałem się z krzesła i pobiegłem w tamtą stronę. Jej oczy były zamknięte, a maszyna nadzorująca prace serca piszczała jednostajnym rytmem. Stanąłem jak osłupiały nie wierząc w to, co widzę.
-Co się dzieje? Dlaczego ona nie oddycha? - Złapałem kobietę obok za ramie i odwróciłem w swoją stronę.
-Niech się pan uspokoi - Spojrzała na mnie karcąco i wyrwała swoją rękę z mojego mocnego uścisku - Nastąpiło zatrzymanie akcji serca, musimy natychmiast reanimować.
To były jedyne słowa które usłyszałem. Potem przybiegł lekarz i zatrzasnęli mi drzwi przed nosem. Całe, jebane pół godziny wtedy chodziłem w te i z powrotem czekając aż w końcu coś mi powiedzą, ale oni nadal nie wychodzili z jej sali. Przebiegłem dłońmi po włosach i mocno je szarpnąłem za końce, miałem dość. Opadłem na krzesło obok chłopaka, który przez cały czas siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Ja nie miałem zamiaru pocieszać jego, a on nie miał zamiaru pocieszać mnie. To nic by nie dało.
Drzwi otworzyły się z lekkim trzaskiem, na co zarówno ja jak i Niall zerwaliśmy się z niewygodnych krzeseł.
-Co z nią, panie doktorze? - Wymamrotał cicho chłopak stojący obok mnie. Ja nie byłem w stanie powiedzieć słowa.
-Udało nam się przywrócić akcję jej serca. Dziewczyna oddycha samodzielnie i jej stan jest stabilny. Bądźmy dobrej myśli - Spojrzał na mnie, potem przeniósł wzrok na blondyna. Lekarz westchnął cicho i uśmiechnął się delikatnie, potem odszedł.
-Przepraszam - Odezwałem się głośno. Wydawało mi się nawet, że za głośno. Momentalnie ściszyłem głos i rzuciłem przepraszające spojrzenia na ludzi siedzących niedaleko nas. Wysoki, postawny mężczyzna odwrócił się do mnie, jakby wiedział, że chodziło mi o zatrzymanie właśnie jego.
-Mogę do niej wejść? - Spojrzałem na niego niepewnie. Jego delikatnie skinięcie głową było wystarczającą odpowiedzią - Proszę wchodzić pojedynczo - Kiwnął głową na Nialla.
-Dziękuje - Mruknąłem i odwróciłem się do chłopaka.
-Idź pierwszy - Uśmiechnął się do mnie lekko i wskazał dłonią drzwi.
-Okej - Przełknąłem głośno ślinę i przekroczyłem próg od sali dziewczyny. Zamknąłem za sobą drzwi i cicho podszedłem do łóżka widząc jej zamknięte oczy. Usiadłem cicho i chwyciłem jej dłoń w swoje, większe.
-Cześć, Harreh - Wyszeptała cicho. Mimowolnie na moich ustach pokazał się czuły uśmiech.
-Hej, skarbie - Pochyliłem się i przyłożyłem chłodne usta do jej policzka - Jak się czujesz? - Szepnąłem będąc blisko niej.
-Coraz lepiej - Otworzyła swoje oczy i zerknęła na mnie uśmiechając się ciepło. Przejechałem dłonią po jej policzku, wpatrując się w jej oczy. Musiałem wiedzieć czy mówi prawdę - Bardzo Cie kocham, wiesz? - Westchnęła cicho, niepewnie.
-Oczywiście, że wiem. Ja kocham Cie jeszcze bardziej - Przygryzłem lekko wargę.
-Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił - Odkaszlnęła cicho mocniej ściskając nasze palce.
-Co takiego?
-Chciałabym, żebyś pojechał do moich rodziców - Zawahała się na chwilę - Żebyś ich przeprosił, za mnie.
-A-ale Emily - Jęknąłem cicho wiedząc do czego zmierza dziewczyna - Będziesz mogła zrobić to sama, jak już stąd wyjdziesz - Patrzyłem na nią czując łzy zbierające się w moich oczach. Em nie wyglądała lepiej, czułem, że zaraz oboje się popłaczemy. Potrząsnęła lekko głową zerkając na mnie błagalnie.
-Zrób to, Harreh - Mruknęła cicho - Błagam Cie. Zrób to dla mnie.
-Nie myśl tak, skarbie. Wszystko będzie dobrze - Przekonywałem sam siebie, że się ułoży. Nie chciałem dopuścić do siebie innej myśli, nie było takiej opcji.
-Wierzę Ci - Uśmiechnęła się smutno - Ale chcę, żeby dowiedzieli się wszystkiego od Ciebie - Opuściła wzrok na nasze palce.
-Dlaczego akurat ja? - Szepnąłem.
-Jesteś jedyną osobą, której mogę dziękować za uwolnienie się od Iana. Kocham Cie bardziej niż wszystko inne. Chcę, żeby wiedzieli o Tobie - Powiedziała na jednym wdechu, nie zastanawiając się długo nas swoimi słowami.
-Pojadę tam - Odetchnąłem - Dla Ciebie.
*
Kilka ważnych wskazówek, ustawiony GPS i byłem gotowy. Chciałem, żeby zajęło mi to jak najmniej czasu, modliłem się, żeby nie było korków ani zbędnego ruchu na drodze. Zatankowałem do pełna i włączyłem radio ruszając w podróż do domu rodzinnego Emily.
Niepewnie nacisnąłem dzwonek do drzwi. Po kilku chwilach, które ciągnęły się w nieskończoność przede mną stanęła drobna szatynka.
-Dzień dobry - Powiedziała niepewnie opierając się o drzwi - Mogę panu jakoś pomóc?
-Dzień dobry, nazywam się Harry Styles - Podałem jej dłoń zachowując resztki dobrych manier, w tej niezbyt komfortowej sytuacji.
-Melissa Collins - Uścisnęła ją delikatnie i zaraz znowu opuścił dłoń.
-Przyszedłem tu, ponieważ.. - Zawahałem się lekko - Pani córka mnie o to prosiła - Spojrzałem na nią, czekając na jakąkolwiek reakcję.
-Kto, przepraszam? - Zaśmiała się kpiąco. Już nie wyglądała tak niewinnie jak przedtem. W jej oczach widoczna była pogarda.
-Emily, pani córka - Powtórzyłem cicho.
-Ja, proszę pana, nie mam córki - Wymusiła uśmiech - Straciłam ją parę lat temu - Dodała po chwili.
-Ale to jest naprawdę ważne - Upierałem się przy swoim, żeby tylko mnie wysłuchała.
-Co może być takiego ważnego, że ona nie chciała sama tu przyjść?! - Warknęła cicho. Jej oczy były coraz ciemniejsze, ta kobieta była naprawdę wściekła na Em.
-Mogę wejść? Opowiem pani wszystko - Zapytałem, robiąc niepewny krok do przodu. Melissa przewróciła oczami i odsunęła się wpuszczając mnie do środka. Odetchnąłem z ulgą i od razu pozbyłem się kurtki i butów.
-Za mną - Powiedziała chłodno i skierowała się do jakiegoś pomieszczenia na prawo. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem za nią. Wszedłem do dość ładnego, przestronnego salonu. Na środku stała kanapa, która była zwrócona w stronę dużego telewizora. Przed nią stała ława, gdzieś z boku wypatrzyłem fotel i kilka innych mebli.
-Usiądź, Harry - Mama Emily najwyraźniej porzuciła wszystkie dobre maniery i postanowiła zwracać się do mnie na ty. Usiadłem niedaleko niej - Słucham, nie mam wiele czasu - Powiedziała od razu, nawet na mnie nie patrząc.
-Wszystko zaczęło się, gdy pierwszy raz spotkałem Em...
-To wszystko? - Skierowała swój wzrok na mnie. Jej mina nie zmieniła się ani trochę od momentu rozpoczęcia naszej rozmowy o Emily. Nie miałem pojęcia jak można być aż tak nieczułym, to w końcu jest, do jasnej cholery, jej córka.
-Nic pani nie powie? - Prychnąłem cicho wpatrując się w nią. Miałem w sobie minimalną nadzieję, że mama dziewczyny zrozumie i uda mi się ją przekonać do odwiedzenia córki. Mój intensywny wzrok speszył ją trochę, ale nie na długo. Po sekundzie wróciła do swojego chłodnego spojrzenia, niewyrażającego odrobinki jakichkolwiek uczuć.
-Zadałam pytanie, byłoby grzecznie odpowiedzieć - Powiedziała stanowczo. Zrozumiałem, że nie jestem w stanie zmienić jej zdania na temat Em.
-Tak, skończyłem już - Westchnąłem cicho i wstałem. Kilkoma krokami pokonałem drogę do przedpokoju, od razu chwyciłem swoje buty i założyłem je. Gdy się podniosłem ostatni raz spojrzałem na kobietę.
-Pani córka żałowała tego co się stało. Nie była w stanie zostawić Iana w spokoju. On ją bił i wykorzystywał psychicznie. Em była za słaba na reagowanie. Jestem z siebie dumny, bo udało mi się ją wyrwać, chociaż na chwilę, z tego okropnego towarzystwa. Nie rozumiem dlaczego pani nie chce jej wysłuchać, odwiedzić. Nie rozumiem - Powtórzyłem te słowa cicho. Chwyciłem kurtkę i nie patrząc już na nią opuściłem jej dom. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę swojego auta, wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do Nialla, opowiedzieć mu co się stało.
-Rozładował się? - Wymamrotałem cicho - Super.
Wsiadłem w samochód i obrzucając ostatnim spojrzeniem rodzinny dom Emily, odjechałem.
*
-Dzień dobry - Uśmiechnąłem się promiennie do pielęgniarki, która do tej pory zajmowała się Emily.
-Dzień dobry - Szepnęła cicho - Chciałabym, żebyś porozmawiał z lekarzem - Spojrzała na mnie z wyraźnym smutkiem w oczach. Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy, a ja nie siląc się na jakiekolwiek podziękowania, ruszyłem w stronę gabinetu mężczyzny. Zapukałem dwa razy i wszedłem do środka, po usłyszeniu cichego 'proszę'.
-Dzień dobry, pielęgniarka kazała mi z panem porozmawiać na temat Emily Collins - Wypaliłem od razu i usiadłem naprzeciwko niego, przy biurku. Lekarz mocno przygryzł wargę i nie od razu na mnie spojrzał. Powinienem się domyślić, co się stało, prawda? Nic takiego się nie stało, nie wiedziałem jeszcze, że będzie to najgorszy dzień w moim życiu.
*
W dłoń chwyciłem reklamówkę i wyciągnąłem z niej potrzebne przedmioty. Odłożyłem ją na bok i uśmiechnąłem się smutno. Popatrzyłem chwilę i intensywnie zastanowiłem się co zmienić, a co zostawić. Po kilku chwilach wstałem i podszedłem bliżej. Ostrożnie kucnąłem i poprzestawiałem trochę, zanim nie byłem do końca usatysfakcjonowany. Położyłem dłoń na chłodnej płycie i westchnąłem cicho.
Z kieszeni wyciągnąłem jeszcze zapałki i dokładnie na środku pomnika ustawiłem pięknego znicza.
-Do zobaczenia jutro, skarbie.
______________________________________________________________________
Koniec.
Dziwnie mi się rozstawać z tym opowiadaniem, masakra. Mimo, że nie raz mnie zawodziliście i czasem czułam, że nie mam dla kogo pisać, nie byłam w stanie zakończyć tego opowiadania w połowie.
Mam nadzieję, że chociaż trochę Was zaskoczyłam, haha. Na to liczę.
Kocham Was i dziękuje!
A jeżeli jest ktoś, komu choć trochę spodobało się to jak piszę, to serdecznie zapraszam na mojego drugiego bloga :)
http://ghost-harrystyles-fanfiction.blogspot.com
Proszę Was o ten ostatni komentarz. To naprawdę Was nie zbawi a dla mnie będzie informacją czy chociaż trochę podobało się to opowiadania. Ciężko mi się pogodzić z końcem tego bloga i nie ułatwiacie mi tego brakiem komentarzy.
Kocham Was i dziękuje!
A jeżeli jest ktoś, komu choć trochę spodobało się to jak piszę, to serdecznie zapraszam na mojego drugiego bloga :)
http://ghost-harrystyles-fanfiction.blogspot.com
Proszę Was o ten ostatni komentarz. To naprawdę Was nie zbawi a dla mnie będzie informacją czy chociaż trochę podobało się to opowiadania. Ciężko mi się pogodzić z końcem tego bloga i nie ułatwiacie mi tego brakiem komentarzy.